2014 - Letni kurs tatrzański - Iza Werner

Kurs Taternicki – Lipiec 2014

Po około 15 latach od otrzymania klubowej legitymacji nadszedł moment w którym mogłam spełnić tak bardzo upragnione marzenie, kurs taternicki. To dość długie oczekiwanie i nikomu nie polecam zwlekać aż tak długo. Mimo, że przez wszystkie te lata miałam większy lub mniejszy kontakt ze wspinaniem, zmiany w teorii, nowe rozwiązania sprzętowe i skleroza dały o sobie znać. Mam nadzieję, że tekst ten ukierunkuje troszkę przyszłych adeptów kursu taternickiego i pomoże właściwie się do niego przygotować bowiem przygotowanie takie okazuje się być niezbędnym. Ale po kolei.

Zdarzyło mi się w życiu spotkać kilku instruktorów taternictwa, o innych dane mi było wiele słyszeć. Liczyłam się z tym, że wybór instruktora nie będzie prosty, zdałam się więc na doświadczenie A. Kłosa i J. Pepola którzy to zgodnie polecili mi Krzysztofa Tretera. Drugą decydującą o wyborze instruktora sprawą, była możliwość podzielenia kursu na dwa tygodniowe turnusy (standardowy kurs organizowany w Betlejemce trwa 14 dni ciągiem). Dziś stwierdzam, że wybór był jak najbardziej słuszny. Krzysztof okazał się człowiekiem spokojnym i cierpliwym (choć okazji do dania upustu nerwom było sporo). Warto też zauważyć, że wspinanie w Tatrach to zdecydowanie ciężka fizycznie praca i 2 tygodnie ciągiem mogłyby mnie wykończyć (po tygodniu wróciłam lżejsza o jakieś 1,5 kilo). Kursantów było nas troje: ja, Marek (Bóg jeden raczy wiedzieć czemu wciąż nazywany przeze mnie Wojtkiem) oraz Piotr. Dodatkowo towarzyszyła nam Karolina, która to zazwyczaj związana była liną właśnie ze mną.

Pierwszy dzień kursu przypadał na poniedziałek. Co by nie tracić pięknego weekendu postanowiłam wyjechać już w piątek i udać się na spacer do Moka, spędzić noc na taborze i w niedzielę rano udać się przez Świstówkę i Zawrat do Murowańca gdzie mieliśmy się wszyscy spotkać wieczorem. Na taborze udało mi się dzielić podest z chłopakiem, który w przeszłości był członkiem naszego klubu (zdaje się, że pochodził z Ramsowa a potem przeniósł się do Warszawy, niestety nie pamiętam imienia). Pogoda była przepiękna a i turystów wcale nie aż tak wielu. 

Fot 1

Mnich i Cubryna 

Fot 2

Morskie Oko  ze szlaku na Prz. pod Chłopkiem

Fot 3

Fot 4

Niżnie Rysy 

Fot 5

Dol. Pięciu Stawów ze Świstówki 

Fot 6

Pd. ściana Zamarłej Turni

Fot 7

A Pani tutaj czego? 

 

W niedzielę rano wczesna pobudka śniadanie i wymarsz do Murowńca, który w swych skutkach okazał się dość karkołomnym pomysłem. Przetarganie wora ważącego około 22kg dość skutecznie odbiło się na mojej kondycji w dalszej części kursu. Ten nie lada spacer zajął mi prawie 11 godzin z około godzinną przerwą w Piątce na przeczekanie deszczu. W Murowańcu pojawiłam się około 19ej. Spotkałam tam Marka, Krzysztof dotarł dopiero w poniedziałek około 13ej, Piotr ponoć był już w niedzielę wieczorem, ale jakoś nie udało mu się nas odszukać mimo, że spaliśmy w jednym pokoju.

Fot 8

Ekipa: Iza, Karolina, Marek, Krzysztof, Piotr po drugiej stronie obiektywu

Poniedziałek 21.07

Bardzo leniwe słoneczne przedpołudnie przed Murowańcem. Około 14ej (ku memu zaskoczeniu) pakujemy się na wspin. Docieramy do Czarnego Stawu gdzie łapie nas deszcz. Wyprawa kończy się podziwianiem śmigła w akcji i powrotem do schroniska.

Wtorek 22.07

Wstajemy około 7:00, jemy śniadanie i wyruszamy na Środkowe Żebro na Skrajnym Granacie (III z jednym małym IV momentem). Ku memu zaskoczeniu mamy nie pakować butów wspinaczkowych bo się nie przydadzą. Plecak z liną, ciuchami na zmianę, piciem, jedzeniem itp. waży około 10kg. Czas podejścia około 1,5 godz. Prognoza pogody kiepska, ale liczymy, że się uda. No i udało się …. dobrnąć do zdaje się III stanowiska. Lać zaczęło jak z cebra a wszechobecna mgła powodowała, że mój błędnik oszalał. Zjazd odbywa się wzdłuż spływającego strumyka zalewającego stopy prawie po kostki. Udało się zrobić 3 zdjęcia.

Fot 9

Fot 10

Środa 23.07

Pobudka podobnie do dnia poprzedniego. Tym razem ruszamy na Płytę Lerskiego i Grań Praojców (II do III). Podejście jak na pierwszy raz dość zawiłe. Z początku niebieskim szlakiem do Zmarzłego Stawu, dalej obok Czarnej Wanty i po trawkach wzdłuż progu ściany. Pogoda już na podejściu sugeruje, że to nie będzie miły dzień. Wyciągamy czapki i rękawiczki. Już z wcześniejszego wspinu pamiętam, że za płytą zaczyna się mega kruszyzna i spacer po trawkach. Przy obecnym stanie pogodowym wizja spaceru po owych trawiastych chodnikach bez asekuracji nie napawa mnie optymizmem. Oczywiście deszcz zaatakował nim zdążyliśmy wyjść z płyty. Trawki pokonujemy z lotną. Docieramy do Przełęczy Mylnej i schodzimy do zachodniej części doliny. Tu niestety nie obyło się bez niemiłej niespodzianki. Zejście w sumie banalne, bez trudności (I), początkowo dość strome w skalnej rysie. Niestety deszcz, może słabe buty ale przede wszystkim strach (który ma bardzo wielkie oczy) spowodowały, że utknęłam w połowie owej ryski. Zakończyło się akcją podania liny z pomocą której dojechałam do trawek. No cóż, przynajmniej mieliśmy okazję przećwiczyć akcję ratunkową. Zawsze to jakieś doświadczenie. Wieczorem łapię mega doła wyrzucając sobie, że sierota ze mnie.

Fot 11

Podejście powyżej szlaku

Fot 12

Startujemy... 

Fot 13

 Fot 14

Wyłaniam się z czeluści na końcu czerwonej liny 

Fot 15

Marsz w parach z lotną

Fot 16

Fot 17

Fot 18

Zejście po zach. stronie doliny do Przełęczy Karb, dalej szlakiem

 

Czwartek 24.07

Kompletna dupuwa. Nie wynurzamy nosa ze schroniska i ku uciesze turystów, licznie zgromadzonych w jadłodajni, ćwiczymy autoratownictwo, omawiamy topografię i nawigację w górach oraz zapijamy czym się da.

Fot 19

Fot 20

Fot 21

Piątek 25.07

Zmieniamy taktykę i wstajemy zdecydowanie wcześniej. Budzik dzwoni o 5:45. Prognozy pogody wciąż kiepskie ale do około 14ej powinno być sucho. Dziś uderzamy nieco odważniej Filar Staszla na Zadnim Granacie (trudności IV/V). Bardzo ładna droga, godna plecenia. Pierwsza, którą udaje nam się skończyć i to prawie suchą stopą. Końcową płytę pokonuję w kroplach deszczu, ale nie jest źle.

Fot 22

Fot 23

Fot 24

Fot 25

Fot 26

Fot 27

Fot 28

Fot 29

Fot 30

Fot 31

Fot 32

Fot 33

Sobota 26.07

Rozochoceni wspinem dnia poprzedniego dziś też wstajemy wcześniej, 5:45. Przed nami długa droga podejściowa do Zamarłej Turni. W planach Festiwal Granitu do trawersu (IV), trawers (V) i dalej klasyczną (V). Podejście szlakiem na Kozią Przełęcz, dalej Orlą Percią w stronę Zawratu do stojącego kamienia. Stamtąd dwoma zjazdami do progu pd. ściany. Pogoda piękna podczas podejścia, zjazdów i pierwszych 3 wyciągów. Podczas 4 wyciągu zaczyna lać i grzmieć. Znów się zaczyna – niestety kolejny wycof przed nami. Podczas zjazdów leje jak z cebra i wali grzmotami. Skały dudnią po każdym piorunie. Nie tak sobie wyobrażałam „romantyczne taternictwo”. Po szczęśliwym wycofie lądujemy na śniegu, przestaje padać, przebieramy się i dalej w drogę. Tym razem musimy z dol. Pięciu Stawów wdrapać się szlakiem na Kozią Przełęcz i przejść do Gąsienicowej i Murowańca. 

Fot 34

Fot 35

Pd. Zamarła i trawers 

Fot 36

Zjazdy pod Zamarłą Turnię

Fot 37

Startowy kominek

Fot 38

3 stanowisko

Fot 39

W zacięciu Komarnickich

Fot 40

Ostatni zjazd podczas wycofu

Niedziela 27.07

To ostatni dzień naszego kursu. Dziś pakujemy manatki i żegnamy się zanim jednak to zrobimy decydujemy się na ostatnie wspólne wyjście. Dziś kierujemy się na Prawe Żebro na Skrajnym Granacie (trudności IV).  Góry chyba postanowiły nam odpuścić i pogoda jest zdecydowanie lepsza. Droga nie skomplikowana i przyjemna. Ciekawy trawers przez połogą, ale mocno eksponowaną płytę. Przy owej płycie dogania nas dwójkowy zespół. Niestety dziewczyna pokonująca ją na drugiego nie odważyła się na nią wejść. Na ostatnim wyciągu zaczyna straszyć deszczem więc mocno się sprężam i prawie biegnę co by nie pakować do wora zmoczonych szmat. Czas nagli w związku z czym zamiast schodzić szlakiem decydujemy się na zjazdy, które skracamy z 5 do 3. Poszło tak gładko, że nawet zasłużyliśmy na pochwałę Krzysztofa.

Fot 41

Fot 42

Fot 43

Fot 44

Fot 45

Fot 46

 

Podsumowanie

Całość kursu oceniam jak najbardziej pozytywnie. Złe warunki pogodowe jakie nam towarzyszyły pokazały, że wspinanie w górach to zupełnie inna bajka, której nijak nie można porównać ze wspinem w skałkach. Tutaj każda minuta jest ważna. Tutaj wycof w deszczu nie trwa 3 minuty ale godzinę albo i dwie. Program kursu nie został całkowicie zrealizowany, więc czeka mnie jeszcze drugi etap, którego już nie mogę się doczekać. Ale najpierw … sporo ćwiczenia w operacjach sprzętowych 

To co ważne dla początkującego?

 Cóż, mogę mówić tylko za siebie i wcale nie jestem pewna czy inni mieli podobne odczucia, ale:

-  buty wspinaczkowe - obowiązkowo wygodne, szkoda czasu na ich zmianę na stanowisku a i nie zawsze są na to warunki, generalnie używane powyżej IV stopnia trudności (ja używałam na IV),

- podejściówki - szukałam kompromisu między wagą, wodoodpornością i stabilnością buta. Zadecydowała waga (wspinać będę się przecież we wspinaczkowych). Lekkie, letnie treki (prawie trekkingowe adidasy) Salewy nie spisały się najlepiej podczas wspinania i jechały na mokrej trawie i skale (podeszwa typu „cotact grip”). Co do wodoodporności - latem chyba nie ma większego znaczenia, przemakało wszystko.

- plecak - ten który zabrałam jako wspinaczkowy (25l.) zdecydowanie za mały, zostałam z dużym 80l. Dało się go ładnie pościągać i było ok. tylko stelaż, niestety zbyt wysoki skutecznie utrudniał obserwację ściany do góry (klinował się z kaskiem).

- spodnie przeciwdeszczowe i czapka - obowiązkowe! Moje gumowe portki idealnie chroniły od deszczu, ale od środka zbierały pot więc i tak byłam mokra 

- podejścia i zejścia - warto zadbać o kondycję. Podejście i zjazdy pod Zamarłą zajęły nam prawie 3 godziny. Często stromym i eksponowanym terenem oczywiście bez asekuracji. Na to trzeba być przygotowanym psychicznie a umiejętność schodzenia bez asekuracji, II-III drogą wspinaczkową w różnych warunkach atmosferycznych jest obligatoryjna. Ta umiejętność okazała się moją piętą Achillesową. Warto to ćwiczyć - nawet w skałach.

To by chyba było na tyle. Mam nadzieję, że komuś te moje wypociny sprawiły przyjemność.

Pozdrawiam gorąco wszystkich uczestników kursu i do zobaczenia w górach.

Iza W.