Kurs wspinania (drużyna wiśni, chmielu i arbuza) lipiec 2015

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień i 5 lipca 2015 r. spotkaliśmy się rano na dworcu w składzie Dorota Gierz-Gierszewska, Karolina Naguszewska i ja Edyta Kunda by ruszyć do Trzcińska na kurs wspinaczki skałkowej prowadzony przez naszego klubowego kolegę – instruktora Michała Górzyńskiego. Po całodniowej podróży w „saunie”, bo tylko tak można nazwać podróż pociągiem, kiedy na zewnątrz temperatura przekracza 30 stopni, dotarłyśmy na miejsce. Naszą bazą noclegową był 9.UP, camp dla wspinaczy. Ulokowałyśmy się na piętrowych łóżkach i pozostało nam tylko zapoznanie się z miejscem i czekanie na Michała i Dawida (czwartego uczestnika kursu), którzy mieli zjawić się następnego dnia rano. 

 Pierwszego dnia kursu po śniadaniu, rozdzieliliśmy sprzęt pomiędzy siebie i ruszyliśmy „ku przygodzie”, w moim odczuciu oczywiście, bo reszta załogi już nieraz wspinała się w skałach. A ja byłam pełna obaw czy aby sobie poradzę, ale byłam szczęśliwa, bo spełniało się moje największe marzenie o wspinaczce. Ruszyliśmy w górę, mijając po drodze łąki, którymi byłam zachwycona. Piękne, pełne kwiatów i życia. I dzięki tym łąkom hitem naszego wyjazdu została piosenka zapodana przez Dorotę, Łąki Łan- Łan Pała (https://www.youtube.com/watch?v=buVazED8pEU) idealnie pasująca do miejsca, w którym byliśmy i naszych nastrojów. 

Dotarliśmy pod ścianę, zaczęłam się na poważnie zastanawiać czy aby na pewno chce to robić…  Michał, podzielił nas na zespoły Karolina – Dorota, Dawid – ja.

Oszpeiliśmy się (chyba mogę już, chociaż troszkę, używać slangu wspinaczy ) i ruszyliśmy w ścianę. O matko i córko, co by nie powiedzieć o żeż k……, ale mi się nogi i łapy trzęsły, ja w ogóle nie miałam pojęcia co mam robić, ale jakoś poszło. W sumie to nie pamiętam jak zrobiłam moją pierwszą w życiu obitą drogę na Zipserowej Czubie . Poćwiczyliśmy przewiązywania przez ring stanowiskowy i wieczorową pora z pieśnią na ustach wróciliśmy do obozu. 

Drugiego dnia było bardzo gorąco. Michał zabrał nas w Rudawy by pokazać nam prowadzenie na własnej i zjazdy. Nigdy w życiu się tak nie bałam. Dawid „stary wyjadacz” zrobił już nie jedną drogę w Tatrach, uspokajał mnie i tłumaczył co z czym – jak przedszkolakowi w pierwszy dzień zajęć. Poszłam w górę, powoli, uważnie stawiając nogi i łapiąc za skałę, osadzałam pierwsze w życiu kości i friendy. Co za emocje! Michał cały czas był przy mnie nadzorując moją pracę. Na szczycie tłumaczył co mam zrobić, jakie komendy powinnam wydawać partnerowi, jak go ściągnąć, jak zjechać. Niesamowite uczucie.

Trzeciego dnia pogoda się trochę popsuła. Dziś naszym celem była Krzywa Turnia, gdzie w czasie ulewy pod Nosem Żubra, Michał pokazywał nam przeróżne przewiązywania, techniki i cuda. Myślałam sobie „jak ja to wszystko spamiętam, przecież to zajmie tysiąc lat zanim tego wszystkiego się nauczę … ”. Pogoda się poprawiła, więc wzięliśmy się do roboty. Przemieszaliśmy drużyny i poszliśmy w górę. Karolina i ja. Dorota i Dawid.  Ja z Karoliną zaczęłyśmy Rysę Żubra.  W połowie się spotkaliśmy i w czwórkowym zespole powoli na szczyt każdy poprowadził swój wyciąg. Zjazd był mega długi i emocjonujący. Dzień był bardzo męczący.

  

Kolejnego dnia ruszyliśmy pod Jastrzębią Turnię, przygotowując się do przejścia Wielkiego Zacięcia (IV), kiedy postawiłam nogę na skałę spadł deszcz. Przeczekaliśmy ulewę pod skałą. Wracając zboczyliśmy do Szwajcarki na grzańca i pierogi.  

Po biesiadzie ruszyliśmy w dół.

Karolina następnego dnia niestety musiała wyjechać. 

Piąty dzień. Wróciliśmy pod Jastrzębią Turnię by rozprawić się z Wielkim Zacięciem. Pogoda była w miarę, ale strasznie wiało. W trójkowym zespole ruszyliśmy, zrobiłam pierwszy wyciąg. Dawid drugi, Dorota trzeci. Na górze wygwizdało, przegwizdało nas ze wszystkich stron. Mocno zmęczeni, zmarznięci, ale jak zwykle w doskonałych humorach zeszliśmy na dół. Wieczorową porą jak zwykle spotkaliśmy się w kuchnio-jadalni by przy wspólnej kolacji przedyskutować miniony dzień.

Ostatniego dnia kursu Michał zabrał nas pod Krzywą Turnię, na Rysę Gorayskiego (V+). Droga ma ponad 65 metrów i składa się z 3 wyciągów (V+, V+, V). No, końca jej nie było widać ! – to była najpoważniejsza droga na kursie. Pierwszy wyciąg poprowadziłam ja. Nagimnastykowałam się, nawyginałam, nastękałam (jak to ja, wszyscy dookoła muszą słyszeć, że walczę), zaliczyłam klinowanie głową, zdążyłam przekląć wszystko i wszystkich, stwierdziłam, że zostaję przy trekkingu (Michał stwierdził, że za późno ). A jak już dowspinałam się na szczyt to się poryczałam, ze szczęścia, bo dałam radę, bo daliśmy radę, bo byłam szczęśliwa. Podsumowując: droga „egzaminacyjna” z zakresu na własnej pozwoliła na zastosowanie nowego przeznaczenia głów, łokci i bioder, przećwiczenie lub bardziej odkrywanie nowych technik takich jak zapieraczka, techniki robaczkowe, giełgania, przeciskania i oddechu relaksacyjnego. Droga piękna widokowo, ale z perspektywy czasu. W trakcie wspinania przeciętny kursant raczej jej walorów krajobrazowych nie zauważa, bo trudności techniczne są absorbujące.  Wyciskająca moc emocji, ale dająca wiele satysfakcji. Michał dzięki Ci za wiarę w kursantów i wielki profesjonalizm.

Byliśmy z siebie cholernie dumni i bardzo zmęczeni. Do 9up-u wróciliśmy późno. Musieliśmy się spakować by następnego dnia doczłapać się do pociągu i niestety wrócić do domu. 

To była wspaniała przygoda, niesamowite doświadczenie i czas spędzony z cudownymi ludźmi.

PS. Dwa miesiące później miałam przyjemność spotkania się z Michałem pod Mnichem, by pierwszy raz w życiu wspinać się w moich ukochanych Tatarach. Nieskromnie się pochwalę, że miałam zaszczyt i wspinałam się z Olą Taistra (niesamowicie pozytywna dziewczyna), zrobiłyśmy Drogę Orłowskiego, która jest cztero-wyciągowa i ma 110 metrów długości (płyty, zacięcia i kominy). Mimo moich ogromnych obaw poszło gładko. Byłam pod ogromnym wrażeniem, kiedy stanęłam na szczycie, była to jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu! Michał dziękuję

  „ […] góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia. Można pokonać alkoholizm, narkomanię, słabość do leków. Fascynacji górami nie można.” (Ryszard Pawłowski). 

Link do filmu zrealizowanego w czasie kursu przez Michała https://www.youtube.com/watch?v=QvWMTU9SUmg

 

 

Edyta Kunda. 

oraz mój partner Misio vel Stefan

Zdjęcia: TopRope Michał Górzyński, Edyta, Dorota, Karolina