2022_Nowe doświadczenia w starych Tatrach_Jurek_Pepol

Nowe doświadczenia w starych Tatrach 

Wraz ze zbliżającym się terminem zarezerwowanego od dawna miejsca w Murowańcu, zaczęły się piętrzyć trudności. Najpierw zachorowała na covid żona, a gdy już było lepiej to pięć dni przed wyjazdem otrzymałem list z sądu w Warszawie wzywający mnie na świadka. Zamiast się pakować, przez dwa dni sporządzałem dla sądu kilkustronicową odpowiedź pisemną na zadane pytania. Gdy skończyłem, trzy dni przed wyjazdem zacząłem znosić ze strychu sprzęt, a tu na koronawirusa zachorowała mieszkająca z nami teściowa. Następnego dnia czyli 24 lutego we czwartek Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Co robić , jechać ?, nie jechać ? Teściowa na obowiązkowej izolacji, żona na 7-dniowej kwarantannie, i ta wojna . Ale czuję się dobrze. W sobotę rano podjechał samochodem po sprzęt Kuba Dorosz i widziałem z jaką  radością i entuzjazmem odjechał ….niestety beze mnie, do Zakopanego. Tam po przespanej nocy miał się spotkać z Darkiem Gierszewskim, który od kilku dni był w Tatrach Zachodnich, by następnie razem podejść na Halę Gąsienicową.
Popędziłem do miasta na wymaz i po godzinie miałem wynik - negatywny. Czyli kwarantanna mnie nie obowiązuje. Ostatecznie przy aprobacie już wyzdrowiałej żony pakuję się i w niedzielę o 6.40 odjeżdżam pociągiem z Jonkowa, by o 17.10 wysiąść z autobusu Szwagropola w Zakopanem. Chłopaki nocują już w schronisku, ja w Zakopanem.


Poniedziałek
Podchodzę niespiesznie przez Boczań i Skupniów Upłaz, bo tędy lepiej iść ze sporym plecakiem. Pogoda kiepska, góry we mgle, ludzi mało, ale jest mroźno i śnieżnie czyli zima prawdziwa jak to tylko w górach może być. Dochodzę. Przed  wejściem do Murowańca zauważyłem jakiegoś starszego przewodnika w okularach z niebieskim kaskiem na głowie w grupie kilkoro kursantów. Typowy zimowy obrazek z Hali, gdzie więcej jest kursantów niż turystów indywidualnych. A tu ten „przewodnik” podchodzi w moim kierunku z okrzykiem – „jednak Jurek dojechałeś”. Dopiero wtedy zajażyłem, że stoi przede mną sam Prezes Darek. Tak to już jest, gdy ma się dobrze po siedemdziesiątce i nie nakłada okularów. Kuba z Darkiem właśnie wrócili z wycieczki skiturowej na Liliowe, skąd w niezbyt sympatycznych warunkach [bo we mgle] niedawno zjechali pod schronisko.


Wtorek
Od świtu zrobiła się piękna pogoda, chwilami trochę powiewa i miota śniegiem ale nie ma chmur !! 

Nasi młodzi współtowarzysze z 5-osobowego pokoju wstali o 4,30 i wyszli na Granaty, przez Kozią Dolinkę. Trzy godziny później też postanowiliśmy się tam udać. Ja ruszyłem w butach, Kuba z Darkiem kwadrans później podążali na skiturach. Jest pięknie. Minąłem Zmarzły Staw i toruję Dolinką Kozią, a w oddali widzę wycofujących kolegów z pokoju. 
  Kozi Wierch z Dol. Koziej (na szczycie turysta)


Poszedłem dalej lecz zatrzymałem się na stromym stoku w ok. 1/3 podejścia na Zadni Granat, gdy akurat doszedł Darek lecz sam bez Kuby, który miał problemy z wypinającym się ciągle wiązaniem w narcie. Zawrócił więc od Zmarzłego Stawu i udał się do serwisu. Stojąc niedaleko od siebie zgodnie uznaliśmy, że mimo dwójki lawinowej dalsze podchodzenie jest nazbyt ryzykowne. Na twardej lodoszreni leżało w tym miejscu dobre 40-50 cm dość luźnego śniegu, a stok od kilku godzin ogrzewało słońce. Zatem jedyna rozsądna decyzja – zawracamy, póki stok jeszcze nie wyjechał.  Darek popędził w dół na nartach, ja po krótkim lecz przyjemnym dupozjeździe wróciłem pieszo do Murowańca. Tam podczas wczesnego wspólnego obiadu napomknąłem w rozmowie, że może warto byłoby spróbować zamienić schodzenie na zjazdy. Na to Darek ochoczo wystąpił z propozycją zjazdu do Kuźnic, gdzie pożyczyłby  dla mnie narty skiturowe z butami. Wziął wkładkę z mojego buta dla dobrania rozmiaru i póki się obejrzałem, jeszcze przed zmierzchem był już z powrotem, gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca oświetlały Świnicę.

Środa
Nigdy nie jeździłem na takich nartach więc jest to dzień mojego chrztu skiturowego !! Nastał kolejny piękny pogodowo dzień. Jest 8 stopni mrozu, na Kasprowym 13. Darek przeprowadza dla mnie skrócony kurs: zakładania fok, wpinania butów, dostosowywania wysokości piętki i tym podobnych czynności. Całą trójką podchodzimy mozolnie na Beskid. Foki rzeczywiście trzymają nawet na dość stromym stoku. Jest coraz stromiej, zakładamy zakosy. Wyżej jest nie tylko stromo, ale też leży mniej świeżego śniegu, aż pod koniec zaczyna dominować lodoszreń.  Każdy szuka na swoją rękę miejsc możliwych do przejścia, bo krawędzie nart podklejonych fokami nie najlepiej wcinają się w stok. Nie mamy harszli. Trzeba bardzo uważać. Kuba poszedł w lewo,  ja idę niedaleko Darka, który raz nawet nieco się osunął. Ostatecznie jakoś docieramy wreszcie do grani. Kuby nie widać. Dzwonimy do niego. Właśnie zdjął narty i założył raki. Słuszna decyzja !, niebawem będzie na górze.

Kuba dochodzi do grani Beskidu.


  
Uczestnicy wyjazdu na Beskidzie


Na Beskidzie spotykamy w międzyczasie Przemka z ekipą z Olsztyna.  Ponieważ warunki śniegowe wykluczały zjazd bezpośrednio ze szczytu Beskidu, zdejmujemy narty i schodzimy przy skałkach w kierunku Liliowego.

Stamtąd  jest piękny i niezbyt trudny stok prosto w dół. Foki idą do plecaka, wpinamy buty, blokujemy wiązania  i rozpoczynamy to co najprzyjemniejsze w tej zabawie. Darek zjeżdża szybko i skutecznie, jest w krótkim czasie kilkaset metrów niżej. Za nim Kuba w ładnym stylu, widać na zdjęciu że był kiedyś na kursie instruktora narciarskiego.

Ja zdecydowanie mniej stylowo ale daję radę i bez wywrotki dojeżdżam do nich. Za kolejnych parę minut mijamy dolną stację wyciągu krzesełkowego. Ludzi mało, najwyżej co 5-10 krzesło jest zajęte. Dla dopełnienia pięknego dnia stawiam kolegom wjazd na Kasprowy, skąd stokami Beskidu zjeżdżamy ponownie, ale już na obiad w Murowańcu. Wieczorem okazało się, że Kuba ma na stopie bolesną ranę obtartą przez but skiturowy. Następny dzień musi pauzować. Bo komfortowy but jest rzeczywiście podstawą udanych wycieczek skiturowych, co podkreśla każdy entuzjasta tego sportu. Otóż moje jednoklamrowe buty Atomic Backland Expert CL z wypożyczalni okazały się wyjątkowo wygodne, takie same wypożyczył Darek. Są lekkie i nie kaleczą nóg. Słabiej trzymają śródstopie w porównaniu do moich 5-klamrowych butów zjazdowych Techniki, ale może wszystkie buty skiturowe takie są ?


Czwartek
Wyruszam z Darkiem o 7,45 do Pańszczycy. Jak Bóg da to może nawet na Krzyżne. Nie wiem czy dam radę bo to daleko. Najwyżej przełęcz Darek sam zaliczy, ja poczekam w dolinie. Zjeżdżamy od Murowańca żółtym i zielonym szlakiem między drzewami do mostku na Czarnym Potoku, gdzie właśnie zakładała foki para młodych ludzi. Ruszyli 10 minut przed nami.  Idziemy ich śladem więc mamy nieco łatwiej.

Pogoda wspaniała, tylko niewielkie chmury nad Granatami i Kozim Wierchem. Na naszym szlaku przez cały dzień będziemy tylko we czwórkę !, co jest wielką rzadkością w przeludnionych Tatrach. Młodzi są oczywiście szybsi ale przytrzymał ich niewielki stromy lodowy stok za Żółtym Potokiem na Dubrawiskach, na którym  dziewczyna ześlizgnęła się kilka metrów. Gdy się ostatecznie pozbierali (używając czekanów) znów oddalili się o dobre kilkaset metrów. Potem, w Dolinie Pańszczycy straciliśmy ich z oczu. Po drodze pokazałem Darkowi pokryte żółtymi porostami [wielosporek jaskrawy] piaskowce kwarcowe dolnego triasu (wiek: ind i olenek) wydzielane litostratygraficznie w Tatrach jako formacja z Lúžnej. Tak wyglądają na zdjęciu z wykonanym latem.

Leżą one warstwą grubości ok. 160 m na granicie północnych stoków Żółtej Turni, której nazwa pochodzi od tych porostów. Podchodzimy cierpliwie w głąb doliny, gdzie zaczyna się podejście na przełęcz.
 


Już wiem że dam radę i wejdę. Dogoniliśmy tu naszą parę na popasie i fotografowaniu stadka kozic przechodzącego nieopodal. Zatrzymaliśmy się obok przegryzając batoniki i uruchamiając termosy. Od tego momentu przejęliśmy torowanie i ruszyliśmy pierwsi. Darek po jakimś czasie opiekuńczo zapytał mnie czy z tego miejsca dam radę zjechać ? Spojrzałem wstecz, jeszcze dam. Niemniej po kilku kolejnych zakosach zostawiam jednak narty i postanawiam pokonać końcowe strome podejście w butach z rakami i czekanem. Darek solidaryzuje się ze mną. Osiągamy Krzyżne.

Po tamtej stronie w stromo opadającym żlebie żadnych śladów; we mgle ledwo widać Schronisko w Piątce.

Po jakieś 10 minutach dziewczyna dociera na przełęcz bez odpinania nart, ale jej młody partner jest wyraźnie słabszy i jeszcze walczy sporo poniżej. My schodzimy w dół do nart. Zaczynam zjazd w dół pierwszy – początkowo na stromym stoku niezdarnie ale z każdym metrem lepiej. A już zjazd całą Doliną Pańszczycy jest cudowny.


Jedynie kilkudziesięciometrowe podejście na Zadni Upłaz wyciska z nas ostatnie poty, bo potem Dubrawiska w dół pokonujemy szybko. Obiad smakuje wybornie.


Piątek
Kuba z Darkiem planują wejść na Świnicką Przełęcz i dalej na Świnicę. Ja o 7 rano zjeżdżam nartostradą oddać narty do wypożyczalni, a następnie wjeżdżam wagonikiem na Kasprowy [55 zł dla emeryta]. Mam czekan i raki, idę więc granią by dołączyć do kolegów. Jest mgła, wieje i jest zimno. Momentami nie widać dalej jak na 3-4 m. Nikogo w tych warunkach nie ma.

 
Docieram pod szczyt Skrajnej Turni, gdy chłopaki zadzwonili z przełęczy, że rezygnują w tych warunkach ze Świnicy i zawracają. Robię to samo.


Sobota
Nadal brak pogody więc opuszczamy Halę

i schodzimy do Jaszczurówki do samochodu. Jedziemy do domu. Kuba za kierownicą, Darek przez kilka godzin pełni funkcję didżeja. Każdy kolejno zgłasza swoje propozycje. Był więc: Presley, Rod Stewart, Beatles, Paul Anka, Szczepanik, Santana, Bułat Okudżawa, Wysocki i dziesiątki starych i nowszych przebojów. Dzięki temu bez znużenia jesteśmy wieczorem pod domem Darka wyładowując liczne plecaki ze sprzętem. Dziękuję kolegom za udany wyjazd, a Darkowi za kurs skitouringu.


Kończąc relację zamieszczam zagadkę z naszego wyjazdu. Czy ktoś wie jak nazywa się szczyt widoczny na poniższym zdjęciu ?



Dla pierwszej osoby która poda prawidłową odpowiedź przewidziałem nagrodę – Jurek Pepol. 

 

 

Jurek Pepol