Jak to się stało, że powstał Klub?



Artykuł Jurka Pepola na XX-lecie Klubu Wysokogórskiego w Olsztynie (1995r.), ”Asekurant” nr 8 "XX Lat Klubu Wysokogórskiego w Olsztynie" Numer specjalny 1995


Lata mijają błyskawicznie i ani się obejrzałem, jak z młodzieńca przemieniłem się w poważnego pana, z dobrze siwą brodą, mającego za sobą 28 lat kontaktu z alpinizmem. Brzuch mi nie urósł, przeciwnie, chudy jestem jak zawsze (co szczególnie dobrze widać na jednym zdjęciu z Mirkiem Sulgostowskim z Kaukazu). Z kondycją jako tako, choć nie taka jak przed 15 laty. O nie! Zacząłem od kursu grotołażenia w Warszawskim Klubie Speleologicznym. Od razu dużo się nauczyłem gdyż na jednym z pierwszych zajęć kursant spadł z wieży triangulacyjnej i złamał rękę oraz obojczyk. Przyczyną upadku z 7 - 8 m było pęknięcie zbyt cienkiej i starej linki, którą połączony był pas piersiowy z dupowsporkiem. Po dwóch miesiącach, w Wąwozie Kraków podczas wspinaczki słynnymi 14 progami (nota bene bardzo pięknymi - dziś rezerwat!) został "skasowany" kolejny kursant ugodzony w głowę kamieniem, przed którym ja zrobiłem unik i wyszedłem cało. Poszkodowany też mógł to uczynić ale był za duża fujara. Po błyskawicznej akcji GOPR-u i trepanacji czaszki, wylizał się i nie wrócił do tego niebezpiecznego sportu. I dobrze. Zaliczyłem kilka ciekawszych jaskiń, wymazałem się parę razy w błocie i... zmieniłem zainteresowania na bardziej czyste. Zostałem członkiem Koła Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego, a legitymację podpisał mi ówczesny prezes Andrzej Zawada.

Po skończeniu studiów i powrocie do Olsztyna, poprzez znajomych dotarł do mnie Staszek Korybut-Daszkiewicz. O ile dobrze pamiętam był październik 1971 r. Stwierdził, że bardzo się cieszy, że będzie ktoś, kto go wesprze w organizowanym przez niego szkoleniu dla początkujących i że obaj jesteśmy w Olsztynie jedynymi i najlepszymi fachowcami, żeby to zrobić. Dałem się namówić: 13.01.1972 r. wstąpiłem do nowo powstałego Akademickiego Klubu Górskiego. O 45 dni wcześniej na zebraniu założycielskim wpisali się na listę: A. Kłos, J. Majerski, M. Mioduszewski, A. Mierzejewski, J. Kochański i inni. Kursem formalnie kierował instruktor Tadeusz Łaukajtys, a spotkania prowadzili też inni koledzy z Torunia, ale rzadko przyjeżdżali na zajęcia, które w rezultacie organizowaliśmy ze Staszkiem sami. Nie mając żadnych uprawnień i będąc, co tam dużo gadać, początkującymi wspinaczami, prowadziliśmy radosną twórczość nauczycielską. Zajęcia praktyczne odbywały się na wieży, triangulacyjnej położonej w odległości ok. 1 km na zach. od drogi Olsztyn - Dorotowo, za lasem Kortowskim (dziś już tej wieży nie ma). Mietek zjeżdżając w kluczu przeciął sobie nogawkę spodni z elany i nadpalił udo na tyle skutecznie, że ślad blizny miał przez wiele lat. Korybut (..Gruby") demonstrując hakówkę z wykorzystaniem gwoździ wbijanych w belki wieży oczywiście gruchnął, co często mu się zdarzało bo sporo ważył, spadł z 2 - 3 m. Wystarczyło jednak żeby każdy zrozumiał o co w hakówce chodzi. Grupa liczyła 26 osób. Po egzaminie, który odbył się w maju w Olsztynie pod kierunkiem Tadka Łaukajtysa aż 14 osób (rekord nie pobity do dziś) skończyło COS - między innymi: Andrzej Kłos, Jurek Kochański ("Wąż"), Anna Pepol, Mietek Mioduszewski, Janusz Majerski. Turnusy były dwutygodniowe, a wymagana minimalna ilość godzin do przejścia tylko15 godz. Prezesem AKG był wówczas S. Korybut-Daszkiewicz, v-ce Prezesem A. Kłos, sekretarzem J. Majerski. Z tego grona tylko Andrzej Kłos i ja się dziś wspinamy. W 1972 Staszek Korybut-Daszkiewicz wyjechał na centralny obóz FAKA do Jugosławii w Alpy Kamniskie i Julijskie.  Spotkania i szkolenia odbywały się wieczorami w sali seminaryjnej w gmachu Nowej Zootechniki na ART. Często organizowano pokazy filmów górskich m.in. "Odwrót", "Wariant R" i mrożący krew w żyłach "Wracajcie żywi". W dniu 19.03.1973 przeorganizowano AKG zmieniając nazwę na Akademicki Klub Alpinistyczny i Speleologiczny. Prezesem został Jerzy Pepol. Stosunkowo łatwo można było wówczas uzyskać fundusze na wyjazdy dla studentów i pracowników uczelni. Gorzej było z finansowaniem tych, którzy po ukończeniu studiów już pracowali.

W sprawozdaniu z działalności AKAiS w 1973 r. pisano: "W okresie wiosennym miały miejsce liczne, prawie cotygodniowe wyjazdy na fortyfikacje do Biesala w ramach treningów sprawnościowych..." Od końca 1972r. prowadzono kurs teoretyczny taternictwa. Został on zakończony 2 czerwca 1973 r. przed komisją przybyłą z Torunia w osobach doc. dr hab. Wojciecha Szymańskiego i księdza Stanisława Kardasza (obaj Instruktorzy Taternictwa)... i dalej... "ponadto w tym samym czasie (sierpień) kol. A Kłos brał udział w obozie taternickim zorganizowanym przez Almatur w Morskim Oku gdzie przeszedł m.in. Grań Apostołów i drogę na Mnicha „Przez przewieszkę” (sic!). To były czasy - ksiądz z docentem egzaminują, a Kłos pokonuje Mnicha przez przewieszkę! Tego lata (1973) w odległych Andach Peruwiańskich zmagał się z wysokością i górami S. Korybut-Daszkiewicz na wyprawie Koła Toruńskiego Klubu Wysokogórskiego. Natomiast M. Mioduszewski wyjechał na organizowany przez FAKA obóz do Chamonix, gdzie jako pierwszy z naszego środowiska stanął na Mont Blanc (4807 m).

Członkowie AKAiS należeli jednocześnie do Koła nr 3 PTTK co dawało możliwości zniżek w schroniskach. Na liście z 26.10.1973 r. było zapisanych 26 osób (uwaga - w tym aż 11 pań czyli 42 %). Ówczesny AKAiS posiadał własną gablotę szklaną na pętli autobusowej w Kortowie, obok obecnego baru "Przy Pętli", gdzie wieszano liczne zdjęcia i wszelkie komunikaty. Gablotka ta była używana także przez późniejszy Klub Wysokogórski, aż w 1979 lub 1980 r. musieliśmy ją oddać jakiejś organizacji studenckiej.

Na Walnym Zebraniu 23.01.1974 r. wybrano nowy Zarząd w składzie:

  • Prezes - St. Korybut-Daszkiewicz
  • V-ce Prezes d.s., alpinizmu - J. Kochański
  • V-ce Prezes ds. speleologii - M, Mioduszewski
  • Sekretarz - J. Pepol
  • Skarbnik - M. Parulska
  • Członek - A. Kłos
  • Ekspert ds. speleologii przy Zarządzie - A. Kobyłecki

Jak czytamy w sprawozdaniu, przedyskutowano konieczność prowadzenia kroniki klubu. Pisała ją Marysia Parulska (z Elbląga) ale nie przekazała po skończeniu studiów i opuszczeniu Olsztyna. A szkoda.

Latem 1974 r. miał miejsce drugi wyjazd w ramach wymiany z UCPA do Francji (La Bérarde - Alpy). Pojechał A. Kłos i R. Nowicka (pierwotnie Zarząd typował J. Majerskiego).

Na przełomie 1974 i 1975 r. następuje reorganizacja - część członków przeszła do KW w Toruniu, pozostali stworzyli Akademicki Klub Alpinistyczny z siedzibą w Kortowie (DS2 p. 29), liczący zaledwie 12 osób. Prezesem został J. Majerski, dziś emigrant zarobkowy w Kanadzie. Skład osobowy AKA to studenci i pracownicy uczelni, co potwierdza lista członków z 17 marca 1975 r. V-ce Prezesem został M. Matloch, sekretarzem A. Kłos, skarbnikiem M. Parulska , członkiem St. Korybut-Daszkiewicz.

Pod datą 2.04.1975 AKA wysyła pismo do Ambasady Austrii następującej treści:

Zwracam się z uprzejmą prośbą do Ambasady o udostępnienie materiałów filmowych dotyczących Alp oraz osiągnięć sportowych alpinistów austriackich we wszystkich górach świata. Materiały te posłużą nam do planowania wyjazdów w Alpy, oraz popularyzacji Waszego Kraju i sukcesów alpinistycznych.  Proszę o pozytywne załatwienie prośby.

Z taternickim pozdrowieniem

Prezes AKA

Janusz Majerski

Identyczne pisma skierowano do Ambasad : Francji, Szwajcarii, USA. O ile pamiętam tylko Francuzi odpisali i później wypożyczaliśmy od nich filmy na zebrania klubowe, niektóre bardzo ciekawe.

Ostatnie pismo AKA przed jego rozwiązaniem z 29.09.1975 r. skierowane było do schroniska PTTK na Turbaczu z prośbą o rezerwację Bacówki na Sralówkach gdyż ... "Klub chciałby tam zorganizować obóz narciarski ekipy Klubu, która weźmie udział w wyprawie na Spitzbergen". Wyprawa taka nigdy nie doszła do skutku.

Wiosna 1975 "grupa olsztyńska" z Klubu Wysokogórskiego w Toruniu, a szczególnie Staszek Korybut-Daszkiewicz - rzutki organizator lecz nie zawsze konsekwentny w późniejszym działaniu, poczęli czynić starania o stworzenie Klubu Wysokogórskiego w Olsztynie. Aby taki klub mógł powstać potrzebni byli taternicy zwyczajni w liczbie 3. Ponieważ B. Krauze po wyprawie w Andy "przestał się lubić" z Tadkiem Łaukajtysem, postanowił przejść do klubu w Olsztynie, razem z Z. Plewickim i W. Jurkowskim, dzięki czemu powstanie Klubu Wysokogórskiego w Olsztynie stało się realne. Jak widać, nie ja ten Klub powołałem do życia, tym bardziej, że nigdy nie miałem zdolności organizacyjnych. Natomiast nie wiedziałem wówczas, że będę przez wiele kadencji jego prezesem (do 1975 r. stale należałem do Koła Warszawskiego KW).

Ostatecznie Urząd Wojewódzki w Olsztynie w dniu 22.10.1975 r., a PZA - 18.11.1975 r. zatwierdziły istnienie Klubu.

Co się działo przez te lata?

Prezesem został Stanisław Korybut-Daszkiewicz. Jaki był skład pozostałego Zarządu. można przeczytać w załącznikach. Już w grudniu po sprzeczce z Korybutem odszedł do KW Toruń Andrzej Kłos - ówczesny v-ce Prezes Klubu.

Zimą rozpoczęto organizacją wyprawy w góry Turcji. Dziesiątki pism o wsparcie, przydział konserw i wędlin, uszycie kurtek i spodni (WARMIA w Kętrzynie), wypożyczenie samochodu itp. wymagało sporej pracy. Ale skutek był. W sierpniu 1976 r. wyjechano Nysą z 1200 kg bagażu + 500 kg na przyczepce oraz dwoma prywatnymi Trabantami. Kierownikiem był B. Krauze (obecnie szef szkoły wspinania w Podlesicach ). Pojechali: E. Abgarowicz z Warszawy (znana z pięknych fotografii Karakorum), S. Korybut-Daszkiewicz, R. Nowicka, M. Parowicz, J. Pepol, T. Skupniewicz, J. Truchanowicz. Janusz Majerski zgubił dowód osobisty więc nie pojechał, gdyż nie otrzymał służbowego paszportu. Kiełbasy kupione przed wyjazdem, spleśniały już w drodze z powodu upałów, ale nic to. W Gazecie Olsztyńskiej czytamy: " Pod patronatem "Gazety Olsztyńskiej - na Podbój szczytów górskich ... zamierzamy dotrzeć do Grecji, gdzie spędzimy miesiąc, a następnie dwa tygodnie będziemy przebywali w Turcji. Planujemy wspiąć się na szczyty masywów górskich Giona, Smolikas i Aladaglari ... Regina Nowicka swój dotychczasowy rekord 3844 m osiągnięty w Alpach, chce poprawić do co najmniej 4000 m. Inni zamierzają wspiąć się na wysokość do 6000 m". Widać, że fantazje redaktor miał rozbujałą, a wiedzę o wysokości gór Turcji i Grecji żadną.

Bogdan Krauze po 3 tygodniach trwania "wyprawy" zakomunikował, że do Turcji nie jedziemy bo za …. daleko, a mamy za mało pieniędzy, za mało czasu. Mimo nawet nienajgorszych osiągnięć w Grecji, wracaliśmy do Polski o 10 dni wcześniej, z niedosytem wspinaczek.

W następnych latach przestaje się udzielać S. Korybut-Daszkiewicz. Przepada w wyborach i od tego czasu całkowicie znika z horyzontu. Z tego powodu dotychczasowy adres Klubu na ul. Morskiej 36, a potem ul. Gotowca 9/23 (kolejne mieszkania "Grubego") został zmieniony na Pana Tadeusza 4/18, gdzie mieszkałem.

W latach 1977 - 1981 nie doszedł do skutku żaden wyjazd pozatatrzański. Było za to sporo obozów klubowych letnich i zimowych, po naszej i słowackiej stronie Tatr. Niektóre, z nawet niezłymi wynikami sportowymi. Warto odnotować kolejno w Dol. Wielickiej w lutym 1980 i 1981 roku. W pierwszym brało udział 6 osób, w drugim już 12. Po tym ostatnim Tomek Bajerowski wydał satyryczną broszurę rysunkową. Przebojem obozu stała się swingowa zaśpiewajka - "dlaczego małpa szczy do piwa". Okrzyki "siekać, siekać!" mieszały się z niezrozumiałym dzisiaj dla niewtajemniczonych hasłem - "Hebzie", po którym to okrzyku wszyscy rozpierzchali się na boki. Mieszkaliśmy w luksusowym hotelu górskim "Śląski Dom" z natryskami, restauracją i ... dziewczynami z kuchni, które co wieczór przynosiły do pokoju butelki wina. To były czasy!

W 1980 r. wraca do Klubu Andrzej Kłos, a w 1981 r. zostaje V-ce Prezesem. W marcu 1981 r. ma miejsce Walne Zebranie Wyborcze. W obszernym ekspoze ustępującego Prezesa, Janusza Majerskiego, usłyszeliśmy "Niewątpliwie (rocznica 10 lat ruchu wspinaczkowego w Olsztynie J.P.) było to zasługą kolegi Stasia Daszkiewicza, niezależnie od tego jak oceniamy jego późniejszą działalność organizacyjną. Wydaje mi się też ... że mogę w imieniu wszystkich członków, Staszkowi przy tej okazji podziękować za działalność na rzecz zorganizowania Klubu w Olsztynie." i dalej czytamy w sprawozdaniu: "Przed ostatnimi wyborami toczyliśmy dyskusję czy Klub ma istnieć czy też lepiej go rozwiązać. Należałem do pesymistów, którzy byli za jego rozwiązaniem. Sądzę teraz, że się myliłem". Na polu działalności szkoleniowej, przytaczam dalej słowa J. Majerskiego: "Zasługę kol. Jurka Pepola i Andrzeja Kłosa jest poprawne prowadzenie kursów teoretycznych i skałkowych. Zaangażowanie kolegów i nie budząca zastrzeżeń realizacja kursów upoważnia mnie do podziękowania za ich pracę. Przy okazji chcę zaznaczyć - może nie wszyscy o tym wiedzą, że Jurek bierze udział w kursach od początku działania AKG, a więc od 10 lat". Trzeba tu powiedzieć, że przez kilka lat (okres 1977 - 1982) oficjalnie kierownikami kursów byli Koledzy z KW Trójmiasto, między innymi nieżyjący już Wacek Otręba, gdyż uprawnienia instruktorskie uzyskaliśmy z Andrzejem Kłosem dopiero w 1983 r. W dalszej części Janusz skrytykował nikłe dotacje jakie otrzymywaliśmy z WKTlT-u Urzędu Wojewódzkiego (a nie wszędzie tak było w Polsce). Z kolei serdecznie podziękował Panu Bolesławowi Połanieckiemu za bardzo rzetelne i terminowe prowadzenie księgowości, przy zupełnie symbolicznej przecież pensji. Niestety niebawem Pan Bolesław zrzekł się tej funkcji i po operacji szybko zmarł. Od tego momentu Klub przeżywał poważne kłopoty. Księgowość i liczne wtedy sprawozdania, przez blisko 3 lata, prowadził.... fizyk Marian Matloch, konsultując się z rasowym księgowym panem Kisielem. Wybiegając dalej w przyszłość, w latach osiemdziesiątych zwerbowaliśmy mocno starszego ale bardzo sympatycznego księgowego Stefana d'Obyrna (także już nieżyjącego), by ostatecznie zatrudnić po Nim Izę Barczyńską obliczającą nasze marne grosze do dziś.

Ale wróćmy do lat 1978 - 1981. Na polu działalności organizacyjnej bardzo czynni byli weterynarze - Andrzej Wandas i Sławek Niedbalski. Ten ostatni szybko uzyskiwał kolejne stopnie taternickie aż został trzecim instruktorem w naszym Klubie.  Sławek stworzył z "Mięśniakiem" (Darek Matczuk) bardzo sprawny zespół. Na obozie w Jamskim Stawie w ciągu, 36 gadzin przeszli łącznie 24 godziny wspinaczkowe (przewodnikowe) tj. Grań Sollska, Grań Hrubego i pn. żebro Krywania. Do dziś, nawet Bazyl Stepaniuk, nie uzyskał takiego wyniku.

Wiosną 1980 r. postanowiłem sprawdzić, czy nie udałoby się powspinać (i pojechać z kursem) do Gierłoży. Namówiłem Kłosa: pojechaliśmy w kwietniu na rekonesans (zabrałem też 6-letnią córkę). Bardzo nam się spodobało i już 10 - 11 maja byliśmy tam z liczną ekipą klubową. Od tej wiosny przez wiele lat, praktycznie do zbudowania sztucznej ściany, był to nasz "olsztyński rejon skałkowy". Powstało tam kilkadziesiąt dróg, Tomek Bajerowski napisał przewodnik wspinaczkowy. Wiele pamiętnych eskapad, także zimowych zostało we wdzięcznej pamięci uczestników.

Mieliśmy w tym okresie w Klubie himalaistę, Bogusia Czerniawskiego. Dwukrotnie w 1981 i 1983 roku uczestniczył on w wyprawach KW Trójmiasto w Himalaje Zachodnie, a ponieważ studiował w Gdańsku, przeniósł się, co zrozumiałe, na stałe do tego Klubu. Taki to już los - ileż to razy wyszkoliliśmy z Andrzejem kandydata, który zaczął rozwijać skrzydła - wyprowadzał się z Olsztyna.

W końcu lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych (do 13.12.1981) kwitło życie klubowe. Na zebrania ściągani byli (za opłatą ale umiarkowaną) znani alpiniści z prelekcjami. Pamiętam jak przyjechała (ponad pół godziny spóźniona) Wanda Rutkiewicz, a potem z kilkoma osobami byliśmy na wspólnej kolacji u Majerskich, gdzie Wanda zatrzymała się na nocleg.

Nastał ponury okres stanu wojennego, a z nim zakaz poruszania się w strefie nadgranicznej. Okazało się jednak, że służbowa delegacja podbita przez Klub wystarczała (bo przecież nie jestem tu prywatnie, mawiał zatrzymany). Listy otwierano i stemplowano pieczęcią "OCENZUROWANO", także te kierowane do Klubu.

W tym okresie, o czym dziś niemal nikt nie pamięta, po blisko 2 latach intensywnych starań Zarządu, otrzymaliśmy przydział na lokal klubowy. Było to dwupokojowe mieszkanie przy ul. Kopernika, w przyziemiu. Pod podłogą była woda, grzyb na ścianach, zdewastowana instalacja elektryczna. Remont przekraczał nasze możliwości i lokal oddaliśmy. Zebrania nadal odbywały się w Planetarium (dzięki Jadzi Białej), a potem w wieży obserwatorium Astronomicznego gdzie pracował Marian Matloch. Gdy opuścił Polskę, Kuba Dorosz "załatwił" nam siedzibę w AKCESIE gdzie zadomowiliśmy się na dobre od lat - i oby tak dalej.

Zasługi Kuby dla Klubu w latach 1985 - 88 były niepodważalne. Pracował on na etacie prowadząc sekretariat i prace wysokościowe, które organizował, rozliczał i w których był głównym wykonawcą.

A Klub żył - ludzie się poznawali, przyjaźnili, kłócili, żenili (5 par małżeńskich zawiązało się właśnie tu). Co ciekawe, to obserwuje się stały spadek liczby pań- w 1984 r. stanowiły one 21 % członków, a obecnie zaledwie 17%. Dlaczego? Nikt nie wie.

W 1986 r. A. Kłos, Janusz Berdyński i Jurek Pepol wyjechali w Andy. Wyprawa toruńsko - olsztyńska nie była zbyt udana z powodu śmiertelnego wypadku Marii Litowskiej. Ale na kilka szczytów udało się wejść. Najciekawszym był Alpamayo (5947 m) zdobyty lodową ścianą (droga Ferrari z 1975 r.) przeze mnie z Januszem Kowalskim. Był to najpoważniejszy wyjazd w dotychczasowej historii Klubu. Ale potem przyszły następne. W 1988 r., A. Łata, M. Sulgostowski, Z. Pietraszko wchodzą pd.-zach. granią na Pico de Aneto w Pirenejach. Rok ten upamiętnił tragiczny wypadek Piotrka Snarskiego pod kołami pociągu na dworcu Warszawa Wsch. (wyjeżdżał z harcerzami w góry). A nie był to jedyny tragiczny wypadek - jeszcze w 1984 r. zginęła pod Koprowym Wierchem Lila Zakrzewska. Mimo tych smutnych wydarzeń kolejny rok 1989 przynosi dalsze wyjazdy zagraniczne. W masywie Riły wschodnią ścianę Kukłaty (V+, A1) przechodzą A. Łata i M. Sulgostowski, a pn.- zach. ścianę Maliovicy (IV - J. Bojarski i A. Łata). W Alpach Austrii przechodzę z Andrzejem Łatą rynnę Pallaviciniego na Grosglocknerze i trudną skalną drogę na wapiennym Odsteinkartum.

W Tatrach padają: Żabi Mnich - Czech, Ustupski (A, Kłos, J. Berdyński, Kazalnica - Łapiński Paszucha (jak wyżej), Mięguszowiecki Sz. - Surdel (P. Minkiewicz), zamarła Turnia - 7 dróg (K. Dorosz). Ganek - wsch. filar (kilka zespołów) itd. Nie sposób tu wypisywać chronologii.

W skałach ulega poważnemu wypadkowi Ewa Kujawska, dobrze się zapowiadająca, silna i ambitna. Wspaniała ta dziewczyna pokonuje teraz drogi wielokrotnie trudniejsze od niejednych zrobionych na ścianach, tylko w żadnym przewodniku nie opisane.

Andrzej Kłos rozwija stale i konsekwentnie działalność szkoleniową, aż PZA wysyła go na staż do ENSA w Chamonix, gdzie ...dopiero nauczył się prawdziwej szybkości działania w górach (jakby dotąd nie umiał!). Reszta "czołówki" w 1991 r. wspina się w Kaukazie, gdzie najciekawsze było wejście na Dżantugana pd. - zach. granicą (3A) A. Łaty, J. Wardęszkiewicza; M. Sulgostowskiego oraz na Pik Profsojuzow w masywie Szcheldy (3A) przez J. Walencieja. J. Pepola, P. Minkiewicza. Wyjazd ten, bardzo udany towarzysko, myślę, że wszyscy uczestnicy wspominają z sympatią. W 1991 r. wyróżnia się zespół białostocki - Adam Ludwik i Leszek Snarski oraz Grzesiek Kaczmarczyk w towarzystwie Marcina Ułasika i Marka Stelmaszuka.

Naprawdę dużym wydarzeniem było otwarcie własnej ścianki wspinaczkowej. Sprawę zainicjował Andrzej Kłos (co Klub by bez niego począł!?), "załatwił" szkołę, a resztę wykonali (poza Andrzejem oczywiście w czołówce); R. Smolik, R. Pawłowicz, K. Jachimowski, T. Pirowicz, J. Pepol. Chwyty przywiózł ze Słowacji Z. Pietraszko. Poziom wspinacza niewątpliwie zaczął wzrastać, towarzysko sala gimnastyczna zaczęła pełnić rolę dawnych spotkań klubowych ale jest i minus - zaprzestano odwiedzać Gierłoż.

W 1993 r. byliśmy w 6 osób zimą w Dolinie Staroleśnej. Sympatyczny obóz klubowy. Pogoda znośna. Janusz Berdyński dał pokaz kondycji "starszego pana", gdy bodaj w 2 godz. i 15 min zrobił trasą Hrabieniok - Zbójnicka Chata - Hrabieniok, po kurtką puchową, którą zostawił na wieszaku.

Nie wspomniałem, że w końcu grudnia 1992 r. M. Rutkowski i P. Wojas (a częściowo też M. Szymański) przeszli grań Tatr Zachodnich od Przeł. Huciańskiej do Ornaku. No proszę, jaka samodzielność i skuteczność. Naprawdę mnie zaskoczyli.

Przed rokiem dwie małe ekipy wyjechały w Alpy. Pierwsza Andrzej K., Janusz B., Jurek P., Grzesiek W (spoza Klubu), tak piszę dla skromności (a może ze wstydu), weszła na kilka gór w Alpach Walijskich (Breithorn, Castor, Pollux) potem na Mt Blanc. Janusz zerwał sobie ścięgna i musiał oglądać góry z daleka. W drugiej drużynie Mariusz Rutkowski wszedł na Lyskamm, Monte Rosa, a potem Cima Grande w Dolomitach.

Potem była jeszcze zima 1994/95, kapryśna pogoda, ale jednak przemknął gdzieś zamglonymi ścianami Paweł Wojas z Prezesem, i już mamy lato. A w nim Robert Smolik z Markiem Pepolem (juniorem) buduje sobie własny kamienny dom w Dolinie Staroleśnej, by następnie obłaskawić ściany Ostrego szczytu i Małego Lodowego.

A my z Andrzejem znów szkolimy, szkolimy i szkolimy. Czy to w tym wieku tak każdy?

Mamy obecnie "swojego człowieka" w Zarządzie PZA, zarazem redaktora Taternika, kilka przyzwoicie wspinających się osób, trzech instruktorów i 83 członków na oficjalnej liście, z której to liczby 60% zalega ze składkami więc niebawem skróci się ona do ok. 50 osób. Mamy też nawet własny biuletyn "Asekurant" redagowany przez Z. Pietraszkę i M. Sulgostowskiego. Starałem się nieco obszerniej przybliżyć pierwsze, odleglejsze w czasie lata lecz nie jest to żadna wyczerpująca historia. Poznałem wielu wspaniałych przyjaciół, na innych czasem się zawiodłem, ale przede wszystkim spędziłem miesiące (ba, już lata) życia w górach dla poznania których powstał przecież Klub. Wprawdzie u nas żadnej GWIAZDY, Super Asa czy "number 1" nie ma, to prawda, pieniędzy też zresztą nie ale jesteśmy i góry stoją jak zawsze.

wrzesień - październik 1995

Jurek Pepol

źródła:
1.    Archiwum Klubu Wysokogórskiego w Olsztynie
2.    "Asekurant" nr 1 - 6
3.    Własna pamięć