Aktualności

Jura południowa 6-8/04/2018


Piątek
Zebrani, zwarci i gotowi ruszyliśmy z Olsztyna o 18. Ja z Marcinem po drodze zajechaliśmy po Ewelinę i Artura do Iłowa, a Darek, Celek i Piotrek mieli prostą drogę w skały. Bez żadnych komplikacji dotarliśmy około 1 w nocy do Brandysówki. Auto Darka już stało na parkingu, a oni sami grzali się w pokoju (nocka była dość chłodna). Po zapoznaniu się ze Zwierzakiem i wysłuchaniu jego opowieści o skałach i jego działaniach ekiperskich, "krótkim" powitaniu z resztą ekipy położyliśmy się do łózek dość wcześnie, bo o 4.


Sobota
Kolejny dzień obudził nas pięknym słońcem nad Sokolica i lekko rześką pogodą. Zachęceni świetnymi warunkami, spakowani ruszyliśmy na podbój Doliny Kobylańskiej (oczywiście w ramach rozgrzewki przed MAS-em), niektórzy z nas po raz pierwszy, błogo nieświadomi, co ich czeka. Na początek wybór padł na Turnię z Krokiem, jednak okazało się, że inni wspinacze pomyśleli tak samo. Pogoda piękna, skały dookoła także nic nas nie mogło zniechęcić. Darek po krótkim namyśle zaproponował nam skałę obok, Małą Płytę z dwoma drogami. Dolna Mała Płyta (IV) gdzie wszyscy stawiali swoje pierwsze w tym sezonie kroki w skale, a dla bardziej wprawionych prowadzenie na Górnej Małej Płycie (VI), ale każdy się z nią zmierzył czy w prowadzeniu lub na wędkę.


Zachęceni dobrym początkiem skierowaliśmy wzrok na Turnie Marcinkiewicza, tam piękne trzy drogi obok siebie (Z siekierą w plecach (V+), Rysa Marcinkiewicza (V-), Filarek Marcinkiewicza (V+). Jedni prowadzili inni wędkowali, a ja próbowałam dogadać się z ekspresami i skałą żeby było łatwiej. Zadowoleni i już trochę zmęczeni fizycznie i z gorąca, jakie zapewniło nam słońce i czyste niebo, zeszliśmy do dolinki przy strumyku.

         


Darek z Marcinem oznajmili ze godnym i przyjemnym przeciwnikiem teraz będzie Żabi Koń, a dokładnie droga Trawers Żabiego Konia (IV+, 3 wyciągi). Celek z Piotrkiem poszli na pierwszy ogień, przetrzeć „szlak”, a Darek wziął naszych nowicjuszy. Ja z Marcinem odwróciliśmy się w stronę Kuli i już wiedziałam, że czeka mnie dobrze reklamowana przez naszych klubowiczów droga Przez Kule (V). Tak zdecydowanie jest bardzo ciekawa i jednocześnie mocno ćwicząca psychikę.


Po przygodach z Kulą wróciliśmy pod Żabiego Konia, tam ujrzeliśmy Celka i Piotrka już na górze, przygotowujących się do zjazdu. Artura na drugim stanowisku Trawersu, Ewelinę jak walczy z drugim wyciągiem i Darka na pierwszym stanowisku. Słońce zaczynało zachodzić za drzewami także rzutem na taśmę i my zdecydowaliśmy się na tą samą drogę. Podczas naszego wspinania Celek z Piotrkiem zaczęli zjazdy i czekali na nas na dole. Ja z Marcinem dotarliśmy na górę w czasie, kiedy Ewelina już szykowała się do zjazdu. Darek, Artur, Marcin i ja podjęliśmy decyzje ze zejdziemy od tylu z Żabiego Konia. Wszyscy pod skala zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek, aby nabrać sił na powrót do Brandysówki. Okazało się, że nie tylko na to, na drodze stanęła nam znów Kula, tym razem jej ciemna strona. Celek poprowadził Czar Zielska (V+) później Piotrek powtórzył jednak już z czołówką i światłem z naszych świecących czołówek od dołu. Artur i Ewelina spróbowali swoich sił na drodze Uśmiech Sołtysa (IV), jednak pora dnia i zmęczenie po całym dniu wspinania jak na pierwszy raz przesądziły o tym ze zostawiliśmy tą drogę na inny wyjazd.
Zadowoleni z spełnionego w 100% dnia udaliśmy się w drogę powrotną do Brandysówki, tam czekało na nas w nagrodę piwko i mile spędzony wieczór.

Kasia

 


Dzień drugi – oczami Eweliny


Po mniejszych i większych sukcesach pierwszego dnia, najedzeni i już spakowani udaliśmy się do Doliny Będkowskiej. Nasz cel to zacieniony Mur Skwirczyńskiego z przewagą dróg za V i VI. Wczorajszy wysiłek i wieczorne procenty dały o sobie znać i choć entuzjazm odrobinę przygasł, wstawiliśmy się w drogi. U Piotrka i Celka na pierwszy ogień poszła Siekierka (V) i ku naszemu zdziwieniu objawiło się kolejne hobby Celka jako niedoszłego kadeta Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Prowadzenie na kuszącym Kominku Przeziorowym za IV robiliśmy „na raty” – trochę Kasia, trochę Marcin (pierwsza wpinka), resztę Artur. Ja spokojnie czekałam na gotową wędeczkę . Kierownik Darek początkowo obserwował i nadzorował nasze poczynania, potem uratował przed porzuceniem sprzęt z Siekierki. Marcin postanowił zabawić się na Potańcówce (V+). W międzyczasie następowała wymiana dróg.

           


W pewnym momencie ja i Artur oddaliliśmy się w poszukiwaniu jakiejś przyjemnej drogi, żebym poćwiczyła jeszcze prowadzenie. Kawałek dalej mogłam przypuścić szturm na Misiaczka . Po jakimś czasie pod skałą zjawiła się reszta ekipy. Ku mojemu małemu zaskoczeniu, nie tylko po to, aby kibicować – wszystkich mniej i bardziej doświadczonych wspinaczy skusiły krótkie, ale ciekawe drogi Misiaczka (nawet Trzeci Miś za III+). Niektórzy pokonywali trudności w butach podejściowych. Szeroki uśmiech Darka podczas wszystkich tych poczynań – bezcenny.


Tym miłym akcentem, około godziny 16.00 zakończyliśmy nasz wspinaczkowy wyjazd (dla większości pierwszy w tym sezonie, dla niektórych pierwszy w życiu) i ruszyliśmy w drogę powrotną, po drodze zatrzymując się na sycący, zasłużony obiad.
Ze strony swojej i Artura bardzo dziękujemy za zaproszenie i świetną atmosferę. Jura ze swoimi atrakcjami skradła nasze serca i umysły.

Ewelina

GALERIA