Majówka


Majówka - rzecz święta, wie to każdy. Wszak jest to tradycyjny okres rozpoczęcia sezonu wspinaczkowego w skałach.

Zegar wybija godzinę 00:30 ale właśnie wpadłam na pomysł (boję się, że jutro wena opadnie) jak zmierzyć się z zadaniem spisania relacji, z klubowego wyjazdu majówkowego na Frankenjurę (2013 r.), o którą to zostałam poproszona przez naszego (poniekąd sympatycznego) Vice.

Myśl o majówce skłoniła mnie ku wspomnieniom o tym jak to niegdyś bywało. Wyszło na to, że w moim przypadku rokiem przełomowym okazał się:


Rok 2012

kiedy to po wielu, bardzo wielu latach przerwy ponownie przywitały mnie progi taboru „Pod Krzywą” oraz Piotr Minkiewicz.
 
 


Jak bumerangiem wróciły do mnie wspomnienia sprzed lat. Wszystko było prawie takie samo. „Prawie” nabiera tu dość szczególnego znaczenia. Różnica polegała na tym, że zarówno do mnie jak i do Piotra taborowicze zwracali się za pomocą zwrotu „Pan”, „Pani”. Ułudo moja! Cóż ja sobie myślałam - czas przecież nie stoi w miejscu! Wspomnienia majówkowe naczęły spływać po mnie niczym krople potu pod palącym słońcem. Tak, teraz pamiętam to doskonale.

Rok 1996.

Po dziesięciu miesiącach żmudnego szkolenia teoretycznego nadeszła pora na klubowy wyjazd kursowy w skały pod czujnym okiem Andrzeja Łaty. 

 

Piękny ale i naznaczony pewną tragedią. Pamiętam fiata 126p na poznańskich rejestracjach, wypchanego 9 osobami, stojącego w pogotowiu i oczekującego mojego zejścia ze skał co by wreszcie można było wyruszyć do Baciara na zasłużone piwo. Pamiętam wieczorne ogniska i Motylą Nogę biegającego w letniej sukience w kwiaty i dźwięcznie wyśpiewywany refren „Dozent, Dozent tyś jest tępy - zamiast szkolić, czyść ustępy” (z góry przepraszam jeśli kogoś uraziłam). Pamiętam też moment kiedy to podczas wspinania, tkwiąc na rozdygotanych nogach usłyszałam tępy huk spadającego bloku skalnego, na którym to założone było stanowisko 2 wspinaczy z Wrocławia. Niestety, polecieli razem z blokiem. Nasz klubowy kolega Piotr Minkiewicz, mimo bardzo długiej reanimacji nie zdołał uratować jednego z nich. Jeszcze wczoraj śpiewałam z nim przy ognisku a dziś stał się ledwo wspomnieniem… Emocje jakich doświadczyłam? Nie do opisania, a ja dopiero w połowie drogi. Ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa, ale jakoś trzeba było dobrnąć na wierzchołek nim można było stanąć na pewnym gruncie.

Rok 1997

Kolejna piękna majówka klubowa. Tak licznej ekipy z Olsztyna chyba jeszcze tabor nie widział - prawie 30 osób. W dniu dzisiejszym, jeden z uczestników owej majówki dumnie piastuje funkcję prezesa naszego klubu.

 


 
Bogatsza o doświadczenia z poprzedniego sezonu dziarsko walczyłam z „Rysą Tota” (V).  W blasku fleszy i wtórowaniu klubowych współtowarzyszy przyjmowałam najbardziej chyba wymyślne pozycje mające umożliwić przejście kluczowego miejsca.

 


 
Moją wierną partnerkę Ewcię (Demona) co niektórzy z was mieli okazję poznać w Sylwestra 2013/14 w Zgonie.

 


 

Rok 2013

To już nowa epoka. Ludzie inni i miejsce nie to samo. Tendencje wspinaczkowe zdecydowanie bardziej sportowe. Widać ewolucja nie ominęła środowiska wspinaczkowego. Nie ma już Motylej Nogi, ale są inni, nowi, równie wspaniali ludzie. Olsztyński majówkowy wyjazd klubowy na Frankenjurę.  Na miejscu zbiórki stawili się: Tomasz Łoś, Jagoda Jelińska, Darek i Dorota Gierszewscy, Bartosz Chwiołka, Paweł Rytelewski, Piotr Kraciuk, Małgorzata Lorkowska, Izabela Werner oraz najmłodszy sympatyk klubu Kamil Kustra.

 

 

Wyjazd dwoma autami w kierunku Obertrubach. Pole namiotowe godne polecenia Eichler.

Na polu rozstawiamy 3 małe namioty plus jeden duży (2 sypialnie i świetlica). Świetlica okazała się bardzo przydatnym elementem, zwłaszcza w godzinach późno-wieczornych, kiedy to cała reszta taboru smacznie spała, strudzona całodziennym wspinaniem.
 


Mimo upływu lat  udało się zatrzymać świetną atmosferę. Chłopcy niemal popłakali się ze szczęścia.

Każdy znalazł coś dla siebie. Chłopaki ambitniej a dziewczęta ćwiczyły psychę na prowadzeniu ambitnych trójeczek.

 

Więcej zdjęć w galerii.

 

Rok 2014

Tabor „Pod Krzywą”. Wracamy do korzeni. Pokażmy, że duch jest w nas i stawmy się jak najliczniej. Nie pozwólmy ewolucji zniszczyć tej jakże pięknej tradycji majówkowej. Pamiętajmy, że jesteśmy wyjątkowi. Łączy nas piękna i bardzo wyjątkowa pasja, którą są góry. Pasja, która wzbudza ekstremalne emocje i instynkty. Klubowy wyjazd w skały pełni bardzo istotną funkcję integracyjną, która z pewnością przełoży się na naszą późniejszą działalność górską. Na książce, którą właśnie podarował mi Portal Górski widnieje taki oto zapis: „Utrwala obraz pewnej epoki i żyjących w niej ludzi - epoki, która być może odeszła już w historię”. Życzyłabym i sobie i Wam aby epoka ta pozostała nietknięta (r)ewolucją, która zamienia pasję do życia blisko gór w pasję histerycznego gromadzenia coraz to wyższych cyferek na koncie (wspinaczkowym koncie - oczywiście).

Do zobaczenia w maju „Pod Krzywą”

Izabela Werner