Kurs wspinaczki skalkowej w Sokolikach, lipiec 2014 – „Selekcja naturalna musi byc!”

Olsztyn – Trzcińsko, trasa z NE na SW Polski, czterech głodnych wiedzy oraz podszkolenia umiejętności wspinaczkowych: Andrzej, Krzychu, Łukasz, Przemek oraz Coach – Michał.

 

 

Pierwszego dnia ok. południa, po nieprzespanej nocy w samochodzie, ruszamy z naszej bazy w 9UP'e. W drodze pod skały, Michał omawia cel naszego kursu, style wspinania, skale trudności, niebezpieczeństwa oraz sposoby udzielania pierwszej pomocy w razie wypadku. Rozgrzewką staje się podejście w palącym słońcu. Wtedy też, po raz pierwszy pada zdanie z ust Coach’a: selekcja naturalna musi być, które później staje się hasłem naszego kursu.

Po dotarciu na miejsce, rozkładamy sprzęt. Michał prezentuje i omawia dobieranie szpeju do konkretnej drogi (ekspresy, kości, friendy), poprawne rozmieszczenie go na uprzęży, wiązanie się liną, węzły wspinaczkowe, prawidłowe prowadzenie liny pojedynczej i podwójnej. 

 

 

Dzielimy sie na dwa zespoły, w których będziemy poruszać się przez cały kurs: Andrzej i Krzychu oraz Przemek i Łukasz.

 

 

Przed wbiciem w drogę na skale, trenujemy na ziemi: właściwe rozmieszczanie punktów przelotowych, budowanie stanowisk do wędki, przewiązywanie liny przez ring zjazdowy, zdejmowanie ekspresów podczas zjazdu.

Następnie prowadzimy z dołem oraz wędkujemy drogi o trudności IV i V. Radość ze wspinania narasta, a ilość skóry na opuszkach palców maleje :-).

 

 

Drugiego dnia jedziemy w Rudawy aby poznać wspinaczkę na własnej asekuracji. Rozpoczynamy od rozgrzewki techniką wspinania w rysie. Pomocne okazują się rękawice, które dostaliśmy od Coach’a.

 

 

Wspin na własnej rozpoczyna pierwsza ekipa: Łukasz i Przemek. Oszpejeni, sprawdzają się nawzajem, kilka wskazówek od Michała i ruszają. Wygrana Łukasza w „papier, nożyczki, kamień” daje mu prowadzenie początkowego wyciągu. W niedługim czasie zakłada on stanowisko i prowadzenie przejmuje Przemek, któremu idzie szybko i sprawnie. Po spotkaniu z Przemkiem na górze, przygotowują się do zjazdu i rura na dół. Druga ekipa: Krzychu i Andrzej, powtarzają drogę.

Trzeciego dnia udajemy się na Jastrzębią aby poprowadzić tradowo Wielkie Zacięcie. Początkowy wyciąg zaczyna Przemek, stawiając pierwsze kroki niepewnie. Jeśli odpadnie, lot gwarantowany pod samą podstawę. To dodatkowo motywuje do dalszej drogi. Osadzanie kości i friendów przypomina ubieranie choinki – od dołu do góry aby na czubku założyć gwiazdę.

 

 

Po drodze Przemek osadza dwie najmniejsze kości obok siebie jako punkt asekuracyjny. Michał robi zdjęcie z kategorii: „jak nie należy wpinać przelotów”. Pada już słynne zdanie: selekcja naturalna musi być :-). Na półce zmiana – dalej prowadzi Łukasz. Andrzej i Krzychu kończą dość późno, dzięki czemu załapali się na taki widok: nasza, kilkunastometrowa droga oraz piękna panorama Kotliny Jeleniogórskiej w zachodzie słońca.

 

 

O zmroku wracamy do naszej bazy wypadowej w 9UP. Zmęczeni, głodni oraz spragnieni zimnego czeskiego piwa zalegamy w naszej bazowej kuchni. W niewielkich lodówkach chłodzi się żywność i wspomniane browary zakupione w 9UP’owym sklepie, należące często do kilkudziesięciu osób zamieszkujących bazę noclegową. Mimo to panuje tu porządek niczym w szpejarkach tuż przed wyjściem w wielowyciągową drogę.

 

 

 

Każdy wie, co jest jego i co jest do czego. Podczas naszego pobytu każdy wiedział też, że dwie butelki po winie Cin Cin, chłodzące się od rana w zamrażarce, to nic innego jak 72% bimber kursantów z Olsztyna :-). Jak widać robimy postępy nie tylko we wspinaniu :-). Zaledwie dwa dni wcześniej, grubo po godzinie 23.00, byliśmy skłonni wybrać się po piwo i paluszki, do oddalonej ok. 20 km Jeleniej Góry. Teraz testujemy najmocniejsze alko w naszym obozie.

Na każdym wypadzie w skały pojawia się droga, która staje się klasykiem tematu, wyrocznią aktualnych umiejętności. Dla nas jest to Kurtykówka (VI) na Babie.

 

 

Chociaż od kursu minęło już sporo czasu to ona nadal mami, kusi, a wręcz zmusza do powrotu. Ilości podejść jakie do niej zrobiliśmy nawet nie sposób zliczyć. Prawie każde wydawało się tym przełomowym, ostatnim, udanym, a finalnie kończyło się odpadnięciem oraz głośnym „k...wa”. Znowu się nie udało, zabrakło jednego pociągnięcia z buły, precyzyjnej pracy nóg, a może po prostu to jeszcze nie był nasz czas.

Każdy z nas obiecał sobie powrót na Babę i przejście jej jak starówki w niedzielne popołudnie. Póki co pozostaje nam trening na paździerzu i czekanie na nadażającą się okazję.

Podsumowując: każdy ma taką Babę na jaką sobie zasłużył. My widocznie w poprzednim życiu nabroiliśmy.

 

Andrzej, Krzychu, Łukasz i Przemek.

 

Więcej informacji o kursach znajdziecie na www.toprope.eu.