Tatry wrzesień 2016

Po już niemal standardowym okresie oczekiwania na w miarę stabilną prognozę i odwołaniu dwóch lub trzech wcześniej umówionych wyjazdów, w połowie września udało nam się z Krystianem złapać ostatnie w tym roku kilkudniowe okno pogodowe. W rezultacie okoliczności przyrody były wymarzone, co w cztery dni wspinaczkowe dało szansę na realizację niektórych celów sezonu, choć opłacone było tłumem ludzkim na podejściach oraz maksymalnym ściskiem w starym Moku. Dyskomfort ten był jednak niczym w obliczu piękna wspinu po okresie lipcowej i sierpniowej pluchy. 

Pierwszego dnia po nocy w samochodzie i dojściu do Moka postanowiliśmy się rozruszać na czymś bezproblemowym logistycznie. Omijając Mnicha nasz wybór padł na Kopę Spadową i Pachniesz brzoskwinią VII-. Tak jak mówią i piszą droga oferuje bardzo eleganckie sportowe wspinanie w granicie wysokiej jakości, choć ze względu na brak kompetencji lub należytego rozwspinania trzeci kluczowy wyciąg przyazerowaliśmy. Po stronie aktywów tego dnia można jednak zaliczyć piękny rozruch oraz zachowaną zasadność/konieczność powrotu na drogę w przyszłym roku.

 

Krystian na pierwszym piątkowym wyciągu Pachniesz brzoskwinią

 

Drugiego dnia standardowo myśleliśmy o celu głównym wyjazdu. Dzięki kilkudniowej suszy zdecydowaliśmy się na Schody do Nieba na Kazalnicy VI+. Drogę zrobiliśmy w 10h. Niestety sporo czasu straciliśmy na pierwszym łopianowym wyciągu przez totalnie nieprofesjonalne przesztywnienie liny oraz drobne pobłądzenie w okolicy 9/10 wyciągu. Jednak wyciąg kluczowy swoją elegancją wynagrodził nam wszystkie wcześniejsze drobne niedogodności. 

 

 Kluczowy wyciąg na Schodach do nieba

 

Po wyrypie z dnia poprzedniego w ramach restu wybraliśmy się na przechadzkę granią od Wrót Chałubińskiego po Ciemnosmreczyńską Przełączkę z wejściem na Zadniego Mnicha. Wycieczka była miła, a przy okazji (wstyd przyznać), ale mieliśmy obaj po raz pierwszy okazję przyjrzeć się bliżej ofercie Zadniego Mnicha, która nas bardzo miło zaskoczyła. Stwierdziliśmy, że następna rozgrzewka wyjazdowa czaka nas właśnie tutaj. 

 

„Reścik” na Zadnim Mnichu z widoczkiem na Mnicha

 

Ostatniego dnia poszliśmy na Mnicha na Sprężynę VII-. Droga sama w sobie nie wymaga najmniejszego komentarza. Dla mnie osobiście było to ponowne skonfrontowanie się z przedostatnim piątkowym wyciągiem w rysie, który dwa lata temu okazał się nieco pechowy. Tym razem przebiegliśmy drogę bez najmniejszych komplikacji i z radością niezwykle estetycznego wspinania. Po przejściu pechowej rysy, wprost nie mogę sobie wytłumaczyć historii z przed dwóch lat. Samo to obecne bardzo udane wspinanie przypomniało mi konieczność zachowywania stałej pokory górskiej, także w obliczu niewygórowanych trudności. Ukazało mi także, że czasami są takie dni w życiu mężczyzny, w których po prostu nie powinno się wspinać, nawet po wydawałoby się łatwych wyciągach. 

 

 Drugi wyciąg na Sprężynie

 

Reasumując, wyjazd okazał się bardzo udany, z jak na cztery dni przyzwoitym bilansem zrobionych dróg:

1. Kazalnica, Schody do nieba VI+ 

2. Mnich, Sprężyna VII-  

 

Zespół: Adam Balcerzak, Krystian Kubisiak (KW Toruń).